Przejdź do głównej zawartości

Pisarskie bajanie

 potraw kosztował z pierwszego tale- rza i pierwszego dzbanka, które następnie na klęczkach podawano faraonowi, a inne talerze i dzbany stawiano przed posągami przodków. Gdy zaś władca zaspokoiwszy głód opuścił salę, potrawy przeznaczone dla przodków mieli prawo zjadać książęta albo kapłani.

Z jadalni udawał się pan do nie mniej wielkiej sali audiencjonalnej. Tu padali przed nim na twarz najbliżsi dostojnicy państwa i najbliższa rodzina, po czym minister Herhor, najwyższy skarbnik, najwyższy sędzia i najwyższy naczelnik policji składali mu raporty o sprawach pań- stwa. Czytanie było przerywane religijną muzyką i tańcem, w czasie wykonywania których tron zasypywano wieńcami i bukietami.

Wpisy

Strony

Wpisy

Strony

Wpisy

Strony

Wpisy

Strony

Wpisy

Strony

Wpisy

Strony

Wpisy

Strony

Wpisy

Strony

Wpisy

 

Strony

Wpisy

 

Strony

Wpisy

Strony

Wpisy

Strony

Po audiencji jego świątobliwość udawał się do obocznego gabinetu i położywszy się na kanapie chwilę drzemał. Następnie składał bogom ofiary z wina i kadzideł i opowiadał kapła-


nom swoje sny, wedle których mędrcy układali najwyższe rozporządzenia w sprawach, które jego świątobliwość miał rozstrzygać.

Niekiedy jednak, gdy snów nie było albo gdy ich tłumaczenie wydało się faraonowi nie- właściwym, jego świątobliwość uśmiechał się dobrotliwie i - rozkazywał w danej sprawie postąpić tak a tak. Rozkaz ten był prawem, którego nikt nie mógł zmieniać, chyba tylko w wykonaniu szczegółów.

W godzinach popołudniowych jego świątobliwość niesiony w lektyce ukazywał się na dziedzińcu swojej wiernej gwardii, a potem wstępował na taras i spoglądał ku czterem okoli- com świata, aby udzielić im swego błogosławieństwa. Wówczas ze szczytu pylonów wywie- szano chorągwie i odzywały się potężne głosy trąb. Ktokolwiek usłyszał je, w mieście czy w polu, Egipcjanin czy barbarzyńca, padał na twarz, ażeby i na jego głowę spłynęła cząstka ła- ski najwyższej.

W takiej chwili nie było wolno uderzyć człowieka ani bydlęcia: kij podniesiony nad grzbietem sam opadał. Jeżeli zaś przestępca skazany na śmierć dowiódł, że czytano mu wyrok w czasie ukazania się pana nieba i ziemi, zmniejszano mu karę. Albowiem przed faraonem chodzi moc, a za nim miłosierdzie.

Uszczęśliwiwszy lud swój władca wszystkich rzeczy, jakie tylko są pod słońcem, zstępo- wał do swoich ogrodów, między palmy i sykomory, i tu siedział najdłużej odbierając hołdy od swych kobiet i przypatrując się zabawom dzieci swojego domu. Gdy które z nich pięknością czy zręcznością zwróciło jego uwagę, przywoływał je do siebie i pytał:

-  Kto ty jesteś, mój maleńki?

-  Jestem książę Binotris, syn jego świątobliwości - odpowiadał chłopczyk.

-  A jakże nazywa się twoja matka?

-  Moja matka jest pani Ameces, kobieta jego świątobliwości.

-  Cóż ty umiesz?

-  Umiem już liczyć do dziesięciu i napisać: „Niech żyje wiecznie ojciec i bóg nasz, świąto- bliwy faraon

Ramzes!...”

Pan wieczności dobrotliwie uśmiechał się i swoją delikatną, prawie przezroczystą ręką dotykał kędzierzawej głowy czupurnego chłopca. Wówczas dziecko naprawdę zostawało księciem, pomimo że jego świątobliwość wciąż uśmiechał się w sposób zagadkowy.

Ale kogo raz dotknęła boska ręka, ten nie mógł zaznać niedoli w życiu i musiał być wy- wyższonym nad innych.

Na obiad szedł władca do drugiej sali jadalnej i dzielił się posiłkiem z bogami wszystkich nomesów Egiptu, których posągi stały wzdłuż ścian. Czego zaś nie zjedli bogowie, to dosta- wało się kapłanom i najwyższym osobom dworu.

Ku wieczorowi jego świątobliwość przyjmował wizytę pani Nikotris, matki następcy tro- nu, patrzył na religijne tańce i przysłuchiwał się koncertowi. Po czym udawał się znowu do kąpieli i, oczyszczony, wstępował do kaplicy Ozirisa, ażeby rozebrać i ułożyć do snu bóstwo cudowne. Dokonawszy tego, zamykał i pieczętował drzwi kaplicy i otoczony procesją kapła- nów szedł do sypialni.

Kapłani do wschodu słońca w sąsiedniej izbie odprawiali ciche modły do duszy faraona, która podczas snu znajduje się między bogami. Wówczas przedstawiali jej prośby o pomyślne załatwienie bieżących spraw państwa, o opiekę nad granicami Egiptu i nad grobami królów, ażeby żaden złodziej nie śmiał do nich wchodzić i naruszać wiekuistego spoczynku mocarzy pełnych chwały. Modły kapłańskie jednak, zapewne skutkiem nocnego zmęczenia, nie zawsze były skuteczne: kłopoty bowiem państwa rosły, a i groby święte okradano, nie tylko wyno- sząc z nich rzeczy kosztowne, lecz nawet mumie faraonów.

Był to skutek osiedlenia się w kraju różnych cudzoziemców i pogan; od których lud na- uczył się lekceważenia egipskich bogów i miejsc najświętszych.


Spoczynek pana nad pany przerywał się raz, o północy. W tej bowiem godzinie astrologo- wie budzili jego świątobliwość i zawiadamiali go: w której kwadrze znajduje się księżyc, któ- re planety świecą nad horyzontem, jaka konstelacja przechodzi przez południk i czy w ogóle na niebie nie zdarzyło się nic szczególnego? Niekiedy bowiem ukazywały się chmury, spa- dały gwiazdy częściej niż zwykle albo przelatywały nad ziemią kule ogniste.

Pan wysłuchał raportu astrologów, w razie jakiegoś niezwykłego zjawiska uspokajał ich o bezpieczeństwo świata i - wszystkie spostrzeżenia kazał zapisać do odnośnych tablic, które co miesiąc odsyłano kapłanom świątyni Sfinksa, największym mędrcom, jakich posiadał Egipt. Mężowie ci z powyższych tablic wyprowadzali wnioski, lecz najważniejszych nie objawiali nikomu, chyba kolegom swoim, chaldejskim kapłanom w Babilonie.

Po północy jego świątobliwość mógł już spać do zapiania rannych kogutów, jeżeli uważał za stosowne.

Taki pobożny i pracowity żywot jeszcze pół roku temu prowadził dobry bóg, rozdawca opieki, życia i zdrowia, dniem i nocą czuwając nad ziemią i niebem, nad widzialnym i niewi- dzialnym światem. Ale od pół roku wiecznie żyjąca dusza jego coraz częściej zaczęła przy- krzyć sobie ziemskie sprawy i cielesną powłokę. Bywały dnie, że nic nie jadł, i noce, w czasie których wcale nie sypiał. Niekiedy podczas audiencji na łagodnym jego obliczu ukazywał się wyraz głębokiej boleści, a bardzo często, coraz częściej, zdarzało się, że wpadał w omdlenia.

Przerażona królowa Nikotris, najdostojniejszy Herhor i kapłani niejednokrotnie zapytywali władcę: czy mu co nie dolega? Ale pan wzruszał ramionami i milczał, wciąż pełniąc swoje uciążliwe obowiązki.

Wówczas lekarze dworscy nieznacznie zaczęli podsuwać mu najmocniejsze środki dla przywrócenia sił. Mięszano mu w winie i potrawach naprzód popioły konia i byka, później - lwa, nosorożca i słonia, ale potężne leki zdawały się nie wywierać żadnego skutku. Jego świątobliwość tak często omdlewał, że już zaprzestano odczytywać mu raportów.

Jednego dnia dostojny Herhor wraz z królową i kapłanami, padłszy na twarze, ubłagali pa- na, że pozwolił zbadać mędrcom swoje boskie ciało. Pan zgodził się, lekarze zbadali go i opukali, lecz oprócz wielkiego wychudnięcia nie znaleźli żadnej groźnej wskazówki.

-  Jakich uczuć doznaje wasza świątobliwość? - zapytał w końcu najmędrszy lekarz. Faraon uśmiechnął się.

-  Czuję - odparł - że pora mi wrócić do słonecznego ojca.

-   Tego wasza świątobliwość zrobić nie może bez największej szkody dla swoich ludów - pośpiesznie wtrącił Herhor.

-  Zostawię wam syna, Ramzesa, który jest lwem i orłem w jednej osobie - rzekł pan. - I za- prawdę, jeżeli go słuchać będziecie, zgotuje on Egiptowi taki los, o jakim od początku świata nie słyszano.

Świętego Herhora i innych kapłanów aż zimno przeszło od tej obietnicy. Oni wiedzieli, że następca tronu jest lwem i orłem w jednej osobie i że słuchać go muszą. Woleliby jednak jeszcze przez długie lata mieć tego oto łaskawego pana, którego serce pełne litości było jak wiatr północny przynoszący deszcz polom i ochłodę ludziom.

Dlatego wszyscy, niby jeden mąż, padli na ziemię jęcząc i dopóty leżeli na brzuchach swoich, aż faraon zgodził się poddać kuracji.

Wtedy lekarze na cały dzień wynieśli go do ogrodu między pachnące drzewa iglaste, kar- mili go siekanym mięsem, poili mocnymi rosołami, mlekiem i starym winem. Dzielne te środki na jakiś tydzień wzmocniły jego świątobliwość; wnet jednak przyszło nowe osłabienie, dla zwalczania którego zmuszono pana, ażeby pił świeżą krew cieląt pochodzących od Apisa.

Lecz i krew nie na długo pomogła, i trzeba było odwołać się do porady arcykapłana świą- tyni - złego boga Seta.

Wśród powszechnej trwogi ponury kapłan wszedł do sypialni jego świątobliwości, spojrzał na chorego i zalecił straszne lekarstwo.


-  Trzeba - rzekł - dawać faraonowi do picia krew z niewinnych dzieci, co dzień po kubku... Kapłani i magnaci zapełniający pokój oniemieli na taką radę. Potem zaczęli szeptać, że do tego celu najlepsze będą dzieci chłopskie; dzieci bowiem kapłańskie i wielkich panów już w

niemowlęctwie tracą niewinność.

-   Wszystko mi jedno, czyje to będą dzieci - odparł okrutny kapłan - byle jego świątobli- wość miał co dzień świeżą krew.

Pan, leżąc na łóżku z zamkniętymi oczyma, słuchał tej krwawej rady i lękliwych szeptów dworu. A gdy jeden z lekarzy nieśmiało spytał Herhora: czy można zająć się wyszukaniem odpowiednich dzieci?... faraon ocknął się. Wlepił mądre oczy w obecnych i rzekł:

-   Krokodyl nie pożera swoich małych, szakal i hiena oddaje życie za swe szczenięta, a ja miałbym pić krew egipskich dzieci, które są moimi dziećmi?... Zaprawdę, nigdy bym nie przypuszczał, że ośmieli mi się kto zalecić niegodne lekarstwo...

Kapłan złego boga upadł na ziemię tłomacząc się, że krwi dziecięcej nikt nigdy nie pił w Egipcie, lecz że moce piekielne tym sposobem mają przywracać zdrowie. Taki przynajmniej środek używa się w Asyrii i Fenicji.

-   Wstydź się - odparł faraon - w pałacu mocarzy egipskich wspominać tak obmierzłe rze- czy. Czy nie wiesz, że Fenicjanie i Asyryjczycy są głupimi barbarzyńcami? Ale u nas naj- ciemniejszy chłop nie uwierzy, aby krew niewinnie rozlana mogła komu wyjść na pożytek...

Tak mówił równy nieśmiertelnym. Dworacy zasłonili twarze pokalane wstydem, a arcyka- płan Seta po cichu wyniósł się z komnaty.

Wówczas Herhor, aby uratować gasnące życie władcy, uciekł się do ostatecznego środka i powiedział faraonowi, że kryje się w jednej z tebańskich świątyń Chaldejczyk, Beroes, naj- mędrszy kapłan z Babilonu i niezrównany cudotwórca.

-  Dla waszej świątobliwości - mówił Herhor - obcy to człowiek i nie ma prawa udzielać tak ważnych rad naszemu panu. Ale pozwól, królu, ażeby spojrzał na ciebie, bo jestem pewny, że znajdzie dla twej choroby lekarstwo, a w żadnym wypadku nie obrazi twojej świętości bez- bożnymi słowami.

Faraon i tym razem uległ namowom wiernego sługi. A we dwa dni Beroes, wezwany ja- kimś tajemniczym sposobem, przypłynął do Memfisu.

Mądry Chaldejczyk nawet nie oglądając szczegółowo faraona taką dał radę:

-  Trzeba znaleźć w Egipcie człowieka, którego modły dosięgają tronu Najwyższego. A gdy on szczerze pomodli się na intencję faraona, władca odzyska zdrowie i będzie żył długie lata.

Usłyszawszy te słowa, pan spojrzał na gromadę otaczających go kapłanów i rzekł:

-  Widzę tu tylu mężów świętych, że gdy który zechce pomyśleć o mnie, będę zdrów... I uśmiechnął się nieznacznie.

-    Wszyscy jesteśmy tylko ludźmi - wtrącił cudotwórczy Beroes - więc dusze nasze nie zawsze mogą wznieść się do podnóżka Przedwiecznego. Dam jednak waszej świątobliwości nieomylny sposób odkrycia człowieka, który modli się najszczerzej i najskuteczniej.

-  Owszem, odkryj mi go, ażeby został moim przyjacielem w ostatniej godzinie życia.

Po przychylnej odpowiedzi pana Chaldejczyk zażądał komnaty mającej tylko jedne drzwi i przez nikogo nie zamieszkiwanej. I tego samego dnia, na godzinę przed zachodem słońca, kazał przenieść tam jego świątobliwość.

W oznaczonej porze czterech najwyższych kapłanów ubrało faraona w nową, lnianą szatę, odmówiło nad nim wielką modlitwę, która stanowczo odpędzała złe moce, i usadowiwszy go w prostą lektykę z cedrowego drzewa zaniosło pana do owej pustej komnaty, gdzie znajdował się tylko mały stolik.

Był tam już Beroes i zwrócony do wschodu modlił się.

Kiedy kapłani wyszli, Chaldejczyk zamknął ciężkie drzwi izby, włożył na ramiona purpu- rową szarfę, a na stoliku przed faraonem postawił szklaną kulę czarnej barwy. W lewą rękę wziął ostry sztylet z babilońskiej stali, w prawą - laskę pokrytą tajemniczymi znakami i tąż


laską dookoła siebie i faraona zakreślił w powietrzu krąg. Potem zwracając się kolejno ku czterem okolicom świata szeptał:

-   Amorul, Taneha, Latisten, Rabur, Adonay... Miej litość nade mną i oczyść mnie, Ojcze niebieski, łaskawy i miłosierny... Zlej na niegodnego sługę swoje święte błogosławieństwo i wyciągnij wszechmocne ramię na duchy uparte i buntownicze, ażebym mógł rozważać w spokoju twoje święte dzieła...

Przerwał i zwrócił się do faraona:

-  Mer-amen-Ramzesie, arcykapłanie Amona, czy w tej czarnej kuli dostrzegasz iskrę?...

-  Widzę białą iskrę, która zdaje się poruszać jak pszczoła nad kwiatem...

Mer-amen-Ramzesie, patrz w tę iskrę i nie odrywaj od niej oczu... Nie spoglądaj ani na prawo, ani na lewo, ani na nic, cokolwiek wychylałoby się z boków...

I znowu szepnął:

Baralanensis, Baldachiensis, przez potężnych książąt Genio, Lachiadae, ministrów piekiel- nego państwa, wywołuję was i wzywam mocą najwyższego Majestatu, którą jestem obdarzo- ny, zaklinam was i rozkazuję...

W tym miejscu faraon wstrząsnął się ze wstrętem.

-  Mer-amen-Ramzesie, co widzisz? - zapytał Chaldejczyk.

-  Spoza kuli wychyla się jakaś okropna głowa... Rude włosy jeżą się... twarz zielonkowatej barwy... źrenice wywrócone na dół, że tylko białka oczu widać... Usta szeroko otwarte, jakby chciały krzyczeć...

-  To trwoga - rzekł Beroes i zwrócił ponad kulę ostrze sztyletu. Nagle faraon aż zgiął się ku ziemi.

-   Dosyć!... - zawołał - dlaczego mnie tak męczysz?... Strudzone ciało chce spocząć, dusza ulecieć w krainę wiecznego światła... A wy nie tylko nie pozwalacie mi umrzeć... ale jeszcze wymyślacie nowe udręczenia... Ach!... nie chcę...

-  Co widzisz?...

-  Od sufitu co chwilę spuszczają się niby dwie nogi pajęcze, straszliwe... Grube jak palmy, kosmate, zakończone hakami... Czuję, że nad moją głową unosi się potwornej wielkości pająk i osnuwa mnie siecią z lin okrętowych...

Beroes zwrócił sztylet w górę.

-  Mer-amen-Ramzesie - rzekł znowu - ciągle patrz w iskrę i nie oglądaj się na boki...

Oto znak, który podnoszę w waszej obecności... - szeptał. - Otom jest potężnie uzbrojony w pomoc boską, przewidujący i nieustraszony, który wywołuję was przez zaklęcia... Aye, Saraye, Aye, Saraye, Aye, Saraye... przez imię wszechmocnego i wiecznie żyjącego Boga...

W tej chwili na twarzy faraona ukazał się spokojny uśmiech.

-   Zdaje mi się rzekł pan że widzę Egipt... Cały Egipt... Tak, to jest Nil... pustynia... Tu Memfis, tam Teby...

Istotnie widział Egipt, cały Egipt, ale nie większy od alei, która ciągnęła się przez ogród jego pałacu. Dziwny obraz miał jednak tę własność, że gdy faraon skierował na jaki punkt baczniejszą uwagę, punkt ten rozrastał się w okolicę prawie naturalnej wielkości.

Słońce już zachodziło oblewając ziemię złotawopurpurowym światłem. Dzienne ptaki za- siadały do snu, nocne - budziły się w kryjówkach. W pustyni ziewały hieny i szakale, a drze- miący lew przeciągał potężne cielsko gotując się do pościgów za łupem.

Nilowy rybak śpiesznie wywłóczył sieci, wielkie statki transportowe przybijały do brze- gów. Znużony rolnik odejmował od żurawia kubeł, którym przez cały dzień czerpał wodę; inny powoli wracał z pługiem do swej lepianki. W miastach zapalano światła, w świątyniach kapłani zbierali się na nabożeństwo wieczorne. Na gościńcach opadał kurz i milknęły skrzy- piące koła wozów. Ze szczytu pylonów odezwały się jękliwe głosy wzywające naród do mo- dlitwy.


W chwilę później faraon spostrzegł ze zdziwieniem niby stado srebrzystych ptaków uno- szących się nad ziemią. Wylatywały one ze świątyń, pałaców, ulic, fabryk, statków nilowych, chat wieśniaczych, nawet z kopalń. Z początku każdy z nich pędził w górę jak strzała, lecz wnet spotykał pod niebem innego srebrnopiórego ptaka, który zabiegał mu drogę, uderzał go z całej siły i -obaj martwi upadali na ziemię.

Były to niezgodne modlitwy ludzkie, które nawzajem przeszkadzały sobie wzbić się do tronu Przedwiecznego...

Faraon wytężył słuch... Z początku dolatywał go tylko szelest skrzydeł; niebawem jednak mógł odróżnić wyrazy.

I oto słyszał chorego, który modlił się o powrót do zdrowia, ale jednocześnie lekarza, który błagał, ażeby jego pacjent chorował jak najdłużej. Gospodarz prosił Amona o czuwanie nad jego śpichrzem i oborą; złodziej wyciągał ręce do nieba, ażeby bez przeszkody mógł wypro- wadzić cudzą krowę i napełnić wory cudzym ziarnem.

Modlitwy ich roztrącały się jak kamienie wyrzucone z procy.

Wędrowiec w pustyni upadał na piasek żebrząc o wiatr północny, który by mu przyniósł kroplę wody; morski żeglarz bił czołem o pokład, ażeby jeszcze przez tydzień wiały wiatry ze wschodu. Rolnik chciał, aby prędzej wysychały bagna po wylewie; ubogi rybak żądał, by bagna nie wysychały nigdy.

I ich modły rozbijały się wzajemnie i nie dosięgły boskich uszu Amona.

Największy zgiełk panował nad kamieniołomami, gdzie przestępcy, skuci w łańcuchy, za pomocą klinów moczonych wodą rozsadzali ogromne skały. Tam partia robotników dzien- nych błagała o noc, aby spać się położyć, podczas gdy budzeni przez dozorców robotnicy partü nocnej bili się w piersi, aby nigdy nie zachodziło słońce. Tam kupcy, którzy nabywali odłupane i obrobione kamienie, modlili się, ażeby jak najwięcej było w kopalni przestępców, podczas gdy dostawcy żywności leżeli na brzuchach wzdychając, ażeby pomór tępił robotni- ków i umożliwił dostawcom większe zyski.

Więc i modły ludzi z kopalń nie dolatywały do nieba.

Na zachodniej granicy ujrzał faraon dwie armie gotujące się do boju. Obie leżały na pia- skach wzywając Amona o wytępienie nieprzyjaciół. Libijczycy życzyli hańby i śmierci Egip- cjanom; Egipcjanie miotali przekleństwa na Libijczyków.

Modły tych i tamtych, jak dwa stada jastrzębi, starły się nad ziemią i spadły na pustynię.

Amon nawet ich nie dojrzał.

I gdziekolwiek zwrócił faraon umęczoną źrenicę, wszędzie było to samo. Chłopi modlili się o wypoczynek i zniżenie podatków; pisarze - aby rosły podatki i nigdy nie kończyła się praca. Kapłani błagali Amona o długie życie dla Ramzesa XII i wytępienie Fenicjan, którzy psuli im operacje pieniężne; nomarchowie wzywali bóstwa, aby zachowało Fenicjan i prędzej pozwoliło wejść na tron Ramzesowi XIII, gdyż ten ukróci samowolę kapłanów. Lwy, szakale i hieny dyszały głodem i pożądaniem świeżej krwi; jelenie, sarny i zające z trwogą opuszczały kryjówki myśląc o zachowaniu nędznego życia jeszcze przez jedną dobę, choć mówiło do- świadczenie, że i tej nocy kilkunaścioro ich musi zginąć, ażeby nie pomarły drapieżniki.

I tak na całym świecie panowała rozterka. Każdy chciał tego, co lękiem napełniało innych; każdy prosił o własne dobro nie pytając, czy nie zrobi szkody bliźniemu.

Przeto modlitwy ich, chociaż były jak srebrzyste ptaki wzbijające się ku niebu, nie dosię- gły przeznaczenia. I boski Amon, którego nie dochodził żaden głos z ziemi, oparłszy ręce na kolanach, coraz więcej zagłębiał się w rozpatrywaniu swojej własnej boskości, a na świecie coraz częściej rządziła ślepa moc i przypadek.

Wtem faraon usłyszał głos kobiecy:

Psujak!... Psujaczek!... wracaj, zbytniku, do chaty, bo już po

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Luzackiepisanie

  -   ?... Żeś stworzył niebo i ziemię i zesłał jej Nil, który nam chleb przynosi... I jeszcze co?... Aha, już wiem!... I jeszcze dziękuję ci, że tak pięknie na dworze że rosną kwiaty, śpiewają ptaki i że palma rodzi słodkie daktyle. A za te dobre rzeczy, które nam darowałeś, niechaj wszyscy kochają cię jak ja i chwalą lepiej ode mnie, bom jeszcze mały i nie uczyli mnie mądrości. No, już dosyć...   Wpisy Free GOG Game Sang Froid Free GOG Game Giveaway Jotun Free GOG Game Giveaway CAYNE Free GOG Game Flight of the Amazon Queen Free GOG Game Ultima 4 Steam Game DHL Free Key Giveaway Septerra Core Giveaway GOG Game Beneath a Steel Sky Homefront Steam Game Free Key humblebundle Giveaway Knightshift Steam Game DHL Free Key Giveaway Giveaway Steam Game Free Key Total War Warhammer Free Origin Game Mass Effect 2 Giveaway Free Origin Game Syberia II Giveaway GOG Game Oddworld Free Giveaway Steam Game Free Key humblebundle Layers of Fear + Soundtrack Free GOG Game Worlds of Ultima Make war

Zapisac pisarza

  przechodził u stóp księcia bardzo długi sznur Libijczyków niosących w ko- szach owoce i chleby, a w ogromnych dzbanach wino i oliwę dla wojska. Na ten widok wśród karnego żołnierstwa rozległ się szmer radości, ale Ramzes nie spostrzegł tego, zajęty opowia- daniem Pentuera. -   Bogowie - szeptał prorok - ukarali zdradziecką Fenicjankę... -   Złapana?... - spytał książę. Wpisy Free GOG Game Sang Froid Free GOG Game Giveaway Jotun Free GOG Game Giveaway CAYNE Free GOG Game Flight of the Amazon Queen Free GOG Game Ultima 4 Steam Game DHL Free Key Giveaway Septerra Core Giveaway GOG Game Beneath a Steel Sky Homefront Steam Game Free Key humblebundle Giveaway Knightshift Steam Game DHL Free Key Giveaway Giveaway Steam Game Free Key Total War Warhammer Free Origin Game Mass Effect 2 Giveaway Free Origin Game Syberia II Giveaway GOG Game Oddworld Free Giveaway Steam Game Free Key humblebundle Layers of Fear + Soundtrack Free GOG Game Worlds of Ultima Make war not love Free SEGA games